Jerzy Frodsom - Krzemowa kurtyna

„Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko interesy Wielkiej Brytanii i obowiązek ich ochrony” – powiedział niegdyś Henry Temple. Dziś Polska na własnej skórze odczuła, że sentencja ta jest prawdziwa nie tylko w odniesieniu do Wielkiej Brytanii, ale niesie uniwersalną mądrość. Administracja Bidena w dniu 13 stycznia 2025 roku przydzieliła Polskę do krajów drugiej kategorii włączając nasz kraj do grona wykluczonych obok państw afrykańskich – w kwestii dostęp do kart graficznych.

W polskiej myśli geopolitycznej wiele mówi się o prowadzeniu polityki „wielowektorowej”, która miałaby pozwolić na balansowanie relacji między różnymi graczami na arenie międzynarodowej i dywersyfikację bezpieczeństwa swojego oraz swojej gospodarki. Dotychczas jednak polscy politycy jak jeden mąż używali zatrważających ilości wazeliny, by wchodzić w dupę Wuja Sama. Czasem można było czuć niesmak z postawy polityków, którzy w wazeliniarskim szale tracili resztki godności prezentując pożałowania godną postawę wiernego psa gotowego aportować na każde skinienie amerykańskiego pana. Mogliśmy przymykać oko na tę niegodną postawę, bo amerykanie otwierali u nas filie swoich korporacji, zatrudniali tysiące ludzi, dostarczali sprzęt wojskowy i gwarantowali nam bezpieczeństwo. Ta era dobiegła jednak końca na naszych oczach.

Dziś świat trzeszczy w szwach. Chiny rozegrały Europę w kwestii zielonej transformacji przejmując prym w większości ekologicznych technologii i zagroziły potężnemu motoryzacyjnemu przemysłowi Niemieckiemu oraz szerzej – Europejskiemu. USA dalece wybiegły w nowoczesne technologie cyfrowe zostawiając Europę zamkniętą w poprzedniej epoce – bez ani jednego „jednorożca” z epoki cyfrowej transformacji. Nie posiadamy ani jednego medium społecznościowego takiego jak „facebook”, czy „x” (dawniej „twitter”), nie posiadamy żadnego dużego dostawcy usług chmurowych takiego jak Microsoft Azure, Amazon Web Service czy Google Cloud, nie mamy dużych modeli językowych pokroju Chata GPT. Produkujemy drożej i mniej innowacyjnie niż Chiny. Nie dysponujemy zasobami naturalnymi jak Chiny, Rosja czy USA. Nie posiadamy jakościowych firm, które przodowałyby w nowoczesnych technologiach cyfrowych. W takim momencie za naszą wschodnia granicą rośnie groźba pełnoskalowej wojny z Rosją. Konflikt na Ukrainie zbliża się do końca lub do zmiany jego formuły i opcja kontynuacji zbrojnych działań przez Rosję staje się dla nas z dnia na dzień coraz bardziej realna. Do listy problemów, które kładą się cieniem na naszej przyszłości dochodzi nowe Trumpowskie rozdanie. Potrząsanie szabelką przez najpotężniejsze państwo świata w stronę Grenlandii, Kanału Panamskiego i Kanady zwiastuje odejście znanego nam ładu międzynarodowego. W końcu nie przywykliśmy, do tego by „światowy policjant” groził interwencją militarną swoim sojusznikom. Rodzi się ryzyko, że cały światowy układ geopolityczny, opierający się dotychczas na pewnych zasadach, których przestrzegania pilnował Wuj Sam, runie jak domek z kart, gdy ten wuj zacznie się obleśnie oblizywać na widok smakowitego małego państweka. W końcu z jego perspektywy taka Polska jest zupełnie trzeciorzędnym krajem, który ma znaczenie tylko jako strefa buforowa dla zabezpieczenia pokoju w dostatniej części Europy Zachodniej, którą można solidnie wydoić. Wuj Sam przestaje na naszych oczach być spokojnym, dostatnim, ale silnorękim wujkiem, a zaczyna się przeobrażać w międzynarodowego gangstera, u którego nie spodziewałbym się znaleźć nawet krzty ludzkiego zachowania i zrozumienia. To jest moment, w którym widzimy, że demokratyczne maski zaczynają opadać i kolejne kraje zaczynają mówić „sprawdzam”. Niestety do tej rozgrywki stajemy ze słabymi kartami, a potwierdzeniem tego i kubłem zimnej wody na głowy atlantoentuzjastów jest właśnie pozostawienie Polski za granicą „krzemowej kurtyny”, która znów kończy się na Niemcach.

Mapa zaprezentowana przez administrację Bidena ma dla nas dwojakie znaczenie – technologiczne i polityczne. Kraje, które zostały przypisane do drugiej kategorii (np.: Polska i większość państw Afryki) są odgórnie i administracyjnie ograniczone w zakresie rozwoju sztucznej inteligencji. Wuj Sam w tym momencie przestał klepać nas po głowie i dawać cukierki. Stwierdził, że nie zasługujemy na studia, bo ma do tego lepsze dzieci, a nas czeka ciężka harówka w polu. O ile bowiem w kategorii, do której zostaliśmy przypisani, jest wystarczająca ilość kart graficznych, by zaspokoić nasze potrzeby w zakresie rynku konsumpcyjnego (do grania, dla grafików i programistów), o tyle jest ona obliczona na to, by nie umożliwić nam uzyskania mocy obliczeniowej potrzebnej do budowy dużych modeli językowych takich jak ChatGPT, które prawdopodobnie będą stanowiły preludium do uzyskania superinteligencji. Mówimy tutaj o rozwiązaniu technologicznym, które byłoby najzwyczajniej w świecie inteligentniejsze od ludzi i pozwoliłoby popchnąć cały rozwój naukowy i techniczny w sposób dotychczas nieznany ludzkości. Oczywiście osiągnięcie takiego poziomu dałoby określonemu państwu potężną przewagę nad pozostałą częścią globu, więc jeśli rację mają specjaliści wieszczący rychłe nadejście takiej superinteligencji, to zrozumiałe jest reglamentowanie sprzętu. To, co jest jednak uderzające, to zaliczenie naszego państwa do drugiej kategorii, pomimo zapewnień Radka Sikorskiego o tym, że „nasze relacje z USA są silne jak nigdy dotąd”. Bezprecedensowe wazeliniarstwo naszych polityków zarówno z PiS, jak i PO, okazało się bezproduktywne – teraz będziemy mogli obserwować jak będą wycierać amerykańską ślinę ze swoich twarzy tłumacząc sobie, że to deszcz.

Polscy programiści, inżynierowie i naukowcy są cenieni na całym świecie za swoją wiedzę, pracowitość oraz profesjonalizm. Wygląda jednak na to, że dla Wuja Sama nasz kraj jest jedynie tanią montownią oprogramowania, gdzie głównym powodem, dla którego amerykańskie korporacje otwierają u nas swoje oddziały jest nasza tania siła robocza. O ile dotychczas ten układ wydawał się być swego rodzaju symbiozą, gdzie nasza praca była dla amerykanów tania, a dla nas oznaczała godne zarobki, o tyle teraz zaczyna wyglądać na bardzo jednostronny układ, w którym my jesteśmy stroną wykorzystywaną, a nie partnerem. Gdy gra toczy się o twarde interesy, rząd USA nie uwzględnia w swoich decyzjach własnych politycznych deklaracji przyjaźni z Warszawą, a kieruje się tylko i wyłącznie zimną kalkulacją – w której nie wypadamy najlepiej.

Znajdując się ponownie po złej stronie zaprojektowanej na zachodzie kurtyny, musimy wyciągnąć wnioski na przyszłość nim będzie za późno. Nasza transatlantycka przyjaźń jest bardzo interesowną relacją, w której my ponosimy ryzyko, a nie otrzymujemy miejsca przy stole z amerykańskim tortem. W tej sytuacji powinniśmy zainwestować w rodzimy rozwój nowoczesnych technologii chmurowych, sztucznej inteligencji oraz w moce obliczeniowe, nie oglądając się na chwiejne sojusze. Musimy także przyjąć do wiadomości, że zachodnie wsparcie w przypadku gorącego konfliktu z Rosją będzie dokładnie tak samo niepewne jak zwykle. Jeśli nie chcemy obudzić się ponownie, ze zniszczonym krajem i bez zaproszenia na Paradę Zwycięzców w Londynie, to musimy postawić na siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *